Uzdrowił wielu. Szli za Nim. „Ilu jeszcze uzdrowi? A może zrobi coś jeszcze?” Niektórzy szukali sensacji. Inni chcieli zostać uzdrowieni. Jeszcze inni chcieli Go posłuchać. Usłyszeć coś, co rozwiąże jakiś problem, odpowie na pytanie. Tłumy. Jedni wpadali na drugich. Chorzy. Cisnęli się.
Ilu z nich odeszło uzdrowionych, ilu usłyszało to, co chcieli? Ilu odwróciło się po drodze, ilu wreszcie parsknęło śmiechem, poszło do synagogi i zdało relacje z przydrożnego, ich zdaniem, cyrku? Ilu z tego tłumu pod koniec swojego życia umierało z Jego Imieniem w sercu, ilu przeżyło starając się Go naśladować?
Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć.
Wieści rozniosły się szybko. Żydzi mówili. Po wioskach mówili. Wszyscy chyba mówili. Uzdrawia w szabat. Mówi rzeczy wprost niepojęte. Idą za nim tłumy. Ma już uczniów. Rodzina, bliscy byli poważnie zmartwieni. Mówiono o nim:
„Odszedł od zmysłów.”
Mk 3, 1-21