Kryzys kapłana.

Dlaczego ksiądz się “łamie”? 

Pisząc ten tekst wchodzę na pole minowe i niewątpliwie nie przejdę przez nie bez uszczerbku. A jednak, w związku z tym, że ostatnio to pytanie doprowadziło mnie do trudnych rozmów z kapłanami postanawiam je podjąć. Ufam, że podejmując ten problem nie wejdę na minę pychy czy też osądzania. Mam jednak świadomość, że ryzyko jest duże. Zatem niech to, co napiszę będzie jedynie wyrazem moich własnych trudności i bezradności oraz troski o bliskich mi i dalszych kapłanów. Niech również jasne będzie, że nie piszę o wszystkich a tylko o tych, których posługa stała się dla nich uciążliwa lub prawie nie do zniesienia.

Balansowanie na linie

Życie kapłańskie, życie zakonne jest balansowaniem na linie. Życie chrześcijanina to oczywiście też balansowanie, choć lina nieco inna. W zakonach, na parafiach, w miastach i nie tylko napięcie pomiędzy pracą duszpasterską a modlitwą i studiowaniem Pisma Świętego jest przyczyną frustracji, ale może przede wszystkim powodem powolnego procesu uciekania w pocieszenia, które to napięcie rozładują.

Taka pokusa realizacji własnych pragnień w ramach tej posługi jest ogromna. Zmęczenie narasta, modlitwa z czasem staje się obowiązkiem, szczególnie jeśli jest z różnych przyczyn zaniedbywana. Pismo Święte bywa czytane albo nie. Czasem odejścia kolegów kapłanów, nowe koncepcje teologiczne, braki w formacji w seminarium czy nowicjacie są, w zderzeniu z realiami powołania, źródłem bezradności i cierpienia. Mężczyznom jednak trudniej się przyznać do braku  rozwiązań. Mężczyzna musi sobie radzić. Mężczyzna nie poprosi o pomoc. Z reguły oczywiście.

Naśladowanie Chrystusa

Do niedawna żyłam w dość naiwnym przekonaniu, że definicja naśladowania Chrystusa w życiu kapłańskim jest w miarę klarowna.

Jezus Chrystus wypełniał wolę Ojca, służył z miłości, przedkładał potrzeby innych nad własne. Zdecydował się dla nas na Krzyż, na śmierć i nas odkupił. Wytrwał. Wiemy, że niezmiennie współpracował z Duchem Świętym, tak, żeby wola Ojca była Jego wolą. I ten ideał, jak to do tej pory widziałam, jest wyznacznikiem i kierunkowskazem dla kapłana, niezależnie od tego, co w danym momencie przeżywa.

Byłam przekonana, że w seminarium lub w nowicjacie kandydaci na kapłanów dostają precyzyjną instrukcję “DIY”, zrób to sam – oczywiście przy nieustannej współpracy z łaską. Instrukcja zawiera w sobie niezliczone podpunkty, które wyjaśniają jak podstępować w konfesjonale, ale też w kryzysie.

Miłosierdzie – wobec kogo?

Ostatnie rozmowy z kapłanami postawiły mnie w trudnej sytuacji i kazały może nie tyle zrewidować definicję, ile lepiej zrozumieć trudności tych, którzy zostali wyświęceni i na których spoczywa ogromna odpowiedzialność w Kościele. W tych rozmowach zarzucono mi starotestamentalne myślenie, oskarżono o niezrozumienie lub wręcz nie przyjęcie nauki Jezusa Chrystusa oraz brak miłosierdzia wobec innych niż moja postaw. Brakiem miłosierdzia miała być niezgoda na proste usprawiedliwienie odejścia z kapłaństwa, które można obronić potrzebą odkrycia siebie na nowo, zrealizowania pragnień, ojcostwa, siebie etc. Zbuntowałam się, poczułam się oceniona i upokorzona. Dopiero po czasie zrozumiałam, że pozorny atak był wyrazem bezradności. Wołaniem o zrozumienie, o przyjęcie, o nadzieję.

Warto być grzesznikiem.

Trudno przyjąć postawę pokory, która prowadzi do przekonania, że Grzesznicycudzołożnice wejdą przed wami do Królestwa Bożego Mt 21:28-32.  Trudno bo w pierwszym rzędzie ( miejmy nadzieję) pomyślimy o sobie, jako tych osądzających.

Istnieje jednak niebezpieczeństwo tego, że miłosierdzie będziemy traktować wybiórczo – paradoksalnie jedynie wobec grzeszników i cudzołożnic. Bo jeśli “grzesznicy cudzołożnice wejdą przed wami do Królestwa Bożego” to … grzech mój czy kolegi jest tylko powodem do miłosierdzia i niczego więcej.

Warto jednak być ostrożnym wobec szafowania miłosierdziem tam, gdzie potrzebne są słowa napomnienia.

«Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!». J 8 , 10-11

I tu, ponownie chcę zadać pytanie: czy to wybiórcze miłosierdzie nie może stać się narzędziem do usprawiedliwiania grzechów własnych? 

I to trzeba zrozumieć. W kryzysach często nie potrafimy rozpoznać naszej sytuacji, oczy zasłaniają nam emocje, często pycha. Nie ma prostego lekarstwa, ale powrót do prostej modlitwy może być jednym ze sposobów na dotarcie do “brzydkiego siebie”.

Kryzys wiary, kryzys miłości

Kryzysy są konieczne do wzrostu w wierze. Szczególnie cenne wydaje mi się doświadczenie niemocy, bezradności wobec własnych ograniczeń. Ten kryzys obarczony jest oczywiście ogromnym ryzykiem. Jak można wyjść z kryzysu wiary, kiedy się już w zasadzie nie wierzy? Jak, bez poczucia bycia kochanym można dalej kochać? Jak pozostać wiernym Bogu, jeśli, jak nam się czasem wydaje, Bóg nas zawiódł.

Jedyne, co może nas uratować w chwilach głębokiego kryzys to prosta, beznamiętna, pozbawiona chwilowych pocieszeń wierność. Codzienna wierność zadaniom nam przeznaczonym. Przyjęcie tego, że wcale nie musi być lepiej. Jeśli to wszystko będzie dla Boga łatwiej nam przyjdzie sytuację kryzysu zaakceptować.

Wierność komu?

W moich rozmowach z kapłanami to jedno z pytań, które wydało mi się najtrudniejsze. Dzięki posłuszeństwu i pokorze, które stanowią jedne z filarów Reguły św. Benedykta, wyrobiłam w sobie przekonanie, że wytrwanie, przeczekanie, nie wybieganie na teren tego, co „być może” jest chyba najskuteczniejszą bronią przeciwko mojej pysze, słabości, chęci ucieczki przed krzyżem.

Kapłani, którym brak narzędzi lub prowadzenia, wcześniejszej formacji przygotowującej do poligonu, na którym walczą często bez odpowiedniej broni, słabną. Potrzebują wytchnienia. Życie z braćmi w zasadzie zawsze jest wyzwaniem. W takich warunkach naprawdę trudno o siły płynące z zewnątrz, trudno też o trzymanie się modlitwy, kiedy ta nam nic “nie daje”. Kapłan, wymordowany brakiem pociech często zaczyna szukać ich poza celą, poza własnymi obowiązkami.  Taka pociecha może stać się przyczyną dalszych cierpień. Alkohol, wyjazdy. Często pojawia się szansa na bliskość płynąca z rozmowy z mądrą i dobrą kobietą, która wreszcie rozumie, która wysłucha – to przecież naturalna potrzeba mężczyzny. Wycieńczony ciągłą walką o wytrwanie może na chwilę odpocząć, złapać oddech.

Doszukiwanie się winnego lub winnych jest i niepotrzebne, i niemiłosierne. Tak, są ci, którzy odchodzą. Osobiście bardzo ciężko przechodzę te odejścia. Dlatego tym mocniej staram się modlić za nich i za tych, którzy trwają bo nie mamy prawa powiedzieć, że wiemy co przeżywają. Możemy tylko być dla nich i starać się słuchać.

Wołanie o pomoc

Ostatnich rozmów z kapłanami nie traktuję jako ataku na siebie lub Kościół. Patrzę na nie jak na wołanie o pomoc. Wołanie często rozpaczliwe, które szuka drogi ratunku, jakiejś nadziei, wsparcia.

Dlatego moim ostatnim zdaniem będzie apel do nas wszystkich: módlmy się za kapłanów, okazujmy i wsparcie, bądźmy z nimi nawet wtedy, kiedy chcą nas odepchnąć. I przede wszystkim żyjmy tak, żeby kiedy oni słabną my będziemy mocni w wierze.

Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. 9 Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! 1P 5, 8-9

 

2 odpowiedzi na “Kryzys kapłana.”

  1. Kiedyś uważałam kapłanów za nieomal świętych,więc niespecjalnie się za nich modliłam,ale od czasu gdy wiem,że to przecież tacy sami jak my świeccy,grzesznicy;modlę się za nich naprawdę sporo.W końcu każdy z nas jest tylko człowiekiem.Mam trochę wprawy w podejmowaniu trudnych i męczących rozmów i wysłuchiwaniu bolączek innych .Bardzo chętnie więc wysłuchałabym niejednego kapłana,ale jak to zrobić będąc kobietą a do tego mężatką..Ludzkie myślenie jest tutaj bardzo ograniczone i krzywdzące dla obu stron.Niektórzy mają nawet problem kiedy umawiam się z księdzem na spowiedż,A może po spowiedzi popytać o problemy spowiednika i spróbować mu pomóc szczerą rozmową ?Jedno jest pewne,modlitwa i trwanie przy Bogu w czystości serca jest dobra dla nas wszystkich.Pozdrawiam !

    Polubienie

  2. Jak pomóc kapłanowi i porozmawiać z nim kiedy już samo umawianie się nawet na spowiedż,bywa żle odbierane gdyż ludzkie myślenie jest tutaj bardzo ograniczone.Wiem to niestety z osobistego doświadczenia.Sami kapłani też chyba niechętni przystaliby na propozycję rozmowy,bo co ludzi powiedzą…I tu koło się zamyka.Jedno jest pewne ani my świeccy ani kapłani nie pociągniemy bez trwania przy Bogu w prawdzie,czystości serca i wytrwałej modlitwie Pozdrawiam!

    Polubienie

Dodaj komentarz