Niech Walentynki posłużą nam do przyjrzenia się temu, jak wygląda miłość w naszych rodzinach. Może będzie to inspiracją do zmian, rozmów. Dr. Ross Campbell za motto do swojej książki obrał fragment z 1 Listu do Koryntian.
Pomedytujmy dziś nad tym fragmentem.
Z dr. Rossem Campbellem, psychiatrą amerykańskim, autorem bestsellera „Jak naprawdę kochać dziecko” oraz wielu innych książek na temat wychowania dzieci, rozmawia Irena Koźmińska (Rok: 2001, Czasopismo: Niebieska Linia, Numer: 5)
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
1Kor 13, 4-7
Te słowa z biblijnego Listu do Koryntian są mottem Pańskiej książki. Dlaczego uznał Pan, że należy uczyć rodziców, jak kochać dzieci?
Miłość jest podstawą związku pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Żeby dziecko mogło w pełni rozwinąć swój potencjał, musi czuć, że rodzice naprawdę je kochają i naprawdę się o nie troszczą. Jeśli tego nie czuje, zaczynają się kłopoty. Przez 30 lat praktyki psychiatrycznej z dziećmi i młodzieżą natrafiałem ciągle na te same problemy – rodzice mieli trudności z przekazaniem dzieciom swej miłości, a dzieci nie czuły się kochane.
Czyli mimo dobrych chęci brakowało umiejętności…
Właśnie. Uważam, że wszyscy rodzice potrzebują w tym zakresie edukacji, ponieważ nikt z nas nie jest do tego naturalnie przygotowany. Każde dziecko ma określone potrzeby emocjonalne. Nazywam to „zbiornikiem emocjonalnym”. Żeby dziecko mogło rozwijać się normalnie, musi mieć pełny zbiornik emocjonalny – wypełniony bezwarunkową miłością rodziców. Jest to miłość bez względu na cokolwiek – bez względu na wygląd dziecka, jego zachowanie czy osiągnięcia. Innymi słowy, rodzice powinni kochać dziecko po prostu dlatego, że istnieje. Miłość warunkowa – za coś – jest dla dziecka bardzo szkodliwa.
Miłość bezwarunkowa może być trudna dla kogoś, kto sam jej nie doświadczył albo wzrastał bez miłości. Czy można zmienić taki wzorzec?
Owszem, można, trzeba tylko zapamiętać, że dzieci są zorientowane behawioralnie, podczas gdy my, dorośli – werbalnie. Skoro tak, dzieci muszą otrzymywać miłość wyrażoną w ich własnym języku, tzn. przez zachowanie. Można sprowadzić wszystko do czterech prostych sposobów: pełnego miłości kontaktu wzrokowego, pełnego miłości kontaktu fizycznego, skupionej na dziecku uwagi i opartej na miłości dyscyplinie.
Przecież patrzymy na nasze dzieci. Czy to nie wystarcza?
Poprzez kontakt wzrokowy można przekazać wszelkie uczucia – także złość czy nienawiść. Zwykle rodzice patrzą dziecku w oczy, gdy je strofują lub dają instrukcje. Jeżeli dziecko otrzymuje głównie negatywny kontakt wzrokowy, wyrasta w przekonaniu, że nie jest prawdziwie kochane. Jeśli chcemy przekazać naszą miłość do niego, powinniśmy patrzeć na nie tak często i tak przyjaźnie, jak to tylko możliwe.
Dlaczego jest to takie ważne?
Miłość rodziców to podstawa naszego wyobrażenia o sobie, tego, co myślimy i czujemy na swój temat przez resztę życia. Poza tym dzieci odbijają jak lustro to, co dostają. Jeśli otrzymują miłość warunkową, okazywaną tylko wówczas, gdy spełniają nasze oczekiwania, zaczynają oddawać miłość warunkową. Co się dzieje, gdy takie dziecko wkracza w okres nastoletni? Zaczyna traktować rodzica w ten sam sposób – zachowuje się dobrze lub słucha tylko wtedy, gdy otrzymuje coś w zamian.
A kontakt fizyczny?
Wydawałoby się, że to bardzo naturalny sposób wyrażania miłości wobec dziecka, ale tak nie jest. Dzieci otrzymują kontakt fizyczny, ale niekoniecznie pełen miłości – na przykład przy ubieraniu. W dodatku chłopcy w wieku przedszkolnym otrzymują pięć razy mniej pełnego miłości kontaktu fizycznego niż dziewczynki i to jest główna przyczyna ich problemów emocjonalnych.
Dość powszechnie uważa się, że chłopców trzeba traktować bardziej surowo, nie powinni na przykład płakać, bo to niemęskie…
To jest pogląd uwarunkowany kulturowo. Nie ma on żadnego uzasadnienia z punktu widzenia potrzeb emocjonalnych dziecka.
Czy jednak nie ma obawy, że okazując chłopcu zbyt wiele uczucia, wychowa się słabego, zniewieściałego mężczyznę?
Prawda jest zupełnie odwrotna. Im bardziej ojciec jest serdeczny wobec chłopca, tym bardziej chłopiec identyfikuje się z nim i tym pewniej będzie czuł się w roli mężczyzny. Chłopcy, których ojcowie są nieprzyjemni i odrzucają ich emocjonalnie, często stają się zniewieściali.
Kolejny sposób przekazywania miłości – skupiona na dziecku uwaga – wydaje się, w naszym zabieganym życiu, coraz trudniejszy do zastosowania.
Coraz trudniej być rodzicem – jesteśmy tak zajęci i zestresowani. Skupiona na dziecku uwaga oznacza spędzanie z dzieckiem czasu w taki sposób, by czuło, że dla rodzica jest najważniejszą osobą na świecie. Najbardziej skuteczne jest oczywiście spędzanie czasu sam na sam z dzieckiem, ale nawet w tłumie ludzi – poprzez sposób, w jaki na nie patrzymy – można dać mu odczuć, że jest kimś wyjątkowym. Każdy z nas potrzebuje takiego poczucia. Każdy z nas ma swój zbiornik emocjonalny.
I chce być dostrzeżony i doceniony, zwłaszcza przez rodziców.
Rodzice są dla nas najważniejszymi osobami w życiu. Mój ojciec jest bardzo trudnym człowiekiem. Kiedy odwiedziłem go miesiąc temu, powiedział „Wiesz Ross, ja ciągle boleję nad tym, wściekam się i zastanawiam, dlaczego moja matka była dla mnie taka podła. Dlaczego nigdy mnie nie kochała?” On wciąż przeżywa dramat dziecka, w wieku 86 lat! Rodzice mają największy wpływ na nasze życie – większy niż ktokolwiek i cokolwiek innego.
Wracając do pańskiej koncepcji zbiornika emocjonalnego – skąd dorosły ma czerpać energię emocjonalną, by przelać ją na dziecko, jeśli jego zbiornik jest pusty?
Powinniśmy robić wszystko, by móc zaspokajać potrzeby naszych dzieci – podstawą jest dbanie o trwałość i harmonię małżeństwa, a także o zdrowie fizyczne, emocjonalne i duchowe. Ale nawet gdy nasz zbiornik emocjonalny nie jest pełny, możemy skutecznie napełniać zbiorniki naszych dzieci. Sposoby okazywania miłości dziecku są proste i wyrażają się w zachowaniu, więc zawsze możemy okazać mu miłość.
Problem z tym, że kiedy rodzic wraca zmęczony lub sfrustrowany do domu, kontakt z dzieckiem to często ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę.
Zgadza się. I dlatego tego nie robi. Ale popełnia okropny błąd i szkodzi nie tylko dziecku, ale i sobie. Kiedy zbiornik emocjonalny dziecka jest pełny, utrzymanie go w tym stanie wymaga niewielkiego wysiłku i krótkiego czasu. Powiedzmy więc, że ojciec wraca do domu i marzy tylko o tym, by odpocząć, a dziecko przychodzi i w niedojrzały, denerwujący sposób domaga się uwagi. Zwykle kończy się to awanturą. Ale gdyby ojciec od początku przekazał mu kontakt wzrokowy, fizyczny i swoją uwagę, znacznie krótszy czas wystarczyłby, aby wypełnić zbiornik dziecka, by poczuło się szczęśliwe i zajęło swoimi sprawami. Popatrzmy też w przyszłość. Rodzice, którzy byli ciągle zajęci lub zmęczeni, płacą swym czasem, frustracją, pieniędzmi, gdy dziecko wpadnie w narkomanię, trafi do sekty lub gangu, ma depresję, ucieka z domu lub próbuje popełnić samobójstwo. Wtedy są zmuszeni, by się nim zająć.
Często z miernym skutkiem…
Niestety. Pamiętam, że kiedy sam po całodziennej pracy w gabinecie wracałem wykończony do domu i zastanawiałem się, jak znaleźć energię, by zaspokajać potrzeby i rozwiązywać problemy moich własnych dzieci, zawsze mówiłem sobie: Campbell, co szóste dziecko trafia do sądu dla nieletnich. Gdyby tam znalazło się któreś z twoich, byłaby to tragedia dla całej rodziny. Jeżeli nie chcesz, by tak się stało, nie myśl o sobie, lecz daj im to, czego potrzebują.
Czy miłość można przekazywać za pomocą dyscypliny? Myślę, że wielu osobom dyscyplina kojarzy się bardziej z karami niż z miłością.
To jest ogromne nieporozumienie. Czym jest bowiem dyscyplina? To szkolenie umysłu i charakteru dziecka w taki sposób, by w efekcie nauczyło się samokontroli, samodyscypliny i stało się konstruktywnym członkiem społeczeństwa. Kara jest tylko małym fragmentem dyscypliny, i to najbardziej negatywnym. Rodzice powinni wiedzieć, że najważniejszą częścią dobrej dyscypliny jest sprawienie, by dziecko czuło się prawdziwie kochane i akceptowane. Im bardziej czuje się ono kochane, tym bardziej identyfikuje się z rodzicami, skłonne jest wzorować się na nich, przejąć ich przewodnictwo intelektualne i duchowe. Jeżeli nie czuje się kochane, reaguje na rodzicielskie polecenia i system wartości złością, w ostrzejszych przypadkach rozwija postawę buntu wobec wszelkich autorytetów, widoczną zwłaszcza w okresie nastoletnim.
Utkwiło mi w pamięci powiedzenie: „Dziecko, które dobrze się czuje, dobrze się zachowuje”. Dzieci niekochane z pewnością nie czują się najlepiej.
Dzieci instynktownie wiedzą, że potrzebują miłości i że rodzice powinni im ją dać. Jeżeli rodzic zaspakaja tę potrzebę, wówczas dziecko nie czuje żadnej presji, by źle się zachowywać. Kiedy natomiast ma ono pusty zbiornik emocjonalny, poprzez złe zachowanie domaga się uwagi i cały czas zadaje rodzicom pytanie: „Czy mnie kochasz?” Naszą złością i karaniem dajemy dziecku odpowiedź: „Nie, nie kocham”. Rodzice przede wszystkim powinni się zastanowić, czego dziecko potrzebuje, ponieważ poprzez złe zachowanie wyraża ono zawsze jakąś niezaspokojoną potrzebę.
Główną przyczyną złego zachowania dziecka jest pusty zbiornik emocjonalny. Następną może być problem fizyczny – głód, choroba, ból, zmęczenie. Jeżeli to wykluczymy, powinniśmy zadać sobie kolejne ważne pytanie: „Czy dziecko czuje skruchę?” Jeżeli tak, byłby to najgorszy moment, żeby je karać. Jeżeli czuje się winne, to znaczy, że świadomie ocenia sytuację i ma wyrzuty sumienia. Pragniemy, by dziecko, a potem nastolatek i dorosły mieli rozwinięte sumienie, a do tego trzeba poczucia winy. Jak można poczucie winy skutecznie wymazać? Dając dziecku, które cierpi z powodu postępku, karę, szczególnie cielesną. Tymczasem w tych momentach możemy nauczyć dziecko, jak przebaczać. Wielu ludzi tego nie potrafi – i stają się zgorzkniali. Kiedy dziecko czuje się skruszone z powodu swego uczynku, powinniśmy wybaczyć.
A czy istnieje problem nadmiaru miłości? Czy można kochać dziecko za bardzo?
Właściwej miłości nigdy nie jest za dużo.
Niewłaściwa miłość utrudnia rozwój emocjonalny dziecka, ponieważ nie zaspokaja jego potrzeb i czyni je zależnym od rodzica. Jedną z form złej miłości jest zaborczość – poprzez kontrolowanie, manipulację lub szantaż emocjonalny rodzic trzyma dziecko w stałej zależności od siebie. Takie dziecko staje się jednostką uległą, łatwą zdobyczą dla osób o autorytarnej osobowości albo sekt. Inny rodzaj złej miłości to uwodzicielstwo – świadome lub nieświadome dążenie dorosłego do pobudzenia zmysłowo-seksualnych uczuć w kontakcie z dzieckiem.
Kolejny typ destruktywnej miłości, substytucja, polega na przeżywaniu swego życia poprzez dziecko. Dotyczy to na przykład matek obsesyjnie zainteresowanych intymnymi szczegółami z randek córek, przez co nierzadko popychają je do działań, do których dziewczyny nie są jeszcze dojrzałe. Podobnie ojciec poprzez sukcesy sportowe czy erotyczne syna może przeżywać swoje niespełnione marzenia. Zachęcając syna do ciągłych podbojów, rani także inne osoby, bowiem syn zaczyna traktować kobiety wyłącznie jako obiekty seksualne i ma trudności w nawiązaniu partnerskiego, opartego na uczuciu i szacunku związku z kobietą.
Jeszcze inny rodzaj złej miłości to odwrócenie ról – kiedy rodzic oczekuje od dziecka, że przejmie ono nad nim opiekę i będzie zaspokajało jego potrzeby. W tych warunkach dziecko nie może rozwijać się normalnie, a za swą przedwczesną dorosłość płaci nieraz zaburzeniami psychicznymi.
Wywiad został przeprowadzony na potrzeby konferencji „Jak kochać dziecko – nowe odkrycia psychologii”, którą w 1999 roku w Warszawie zorganizowała Fundacja „ABC XXI – program Zdrowia Emocjonalnego. Jego fragmenty ukazały się w „Polityce” nr 66/1998.
rozmawia Irena Koźmińska