Od wspólnoty do sekty

Gdy głowa jest chora

Każda grupa jest potencjalnym darem dla Kościoła, ale też w każdej grupie istnieją zagrożenia, na które chcę zwrócić uwagę. Pisząc „grupa” mam na myśli grupę z socjologicznego punktu widzenia – a więc np. stowarzyszenie, wspólnotę modlitewną, wspólnotę zakonną, kółko biblijne itp. „Lider” zaś to każdy odpowiedzialny, prowadzący, przełożony – świecki lub duchowny.

Zgodnie z zasadą: „Gdy głowa jest chora, choruje całe ciało” sposób sprawowania funkcji lidera jest chyba jednym z najbardziej czułych punktów, wskazującym na występowanie ewentualnych nieprawidłowych zjawisk w grupie. Najpierw należy przyjrzeć się sposobowi, w jaki jest wybierany lider grupy i czy w ogóle jest wybierany. Istnieją bowiem grupy, w których lider pełni tę funkcję niezmiennie od lat. Nikt już nie pamięta, kto go wybrał, kto ten wybór ze strony hierarchii Kościoła zatwierdził i jak długo jeszcze potrwa jego „kadencja”.

Może się zdarzyć, że taki lider zacznie sprawować władzę w sposób coraz bardziej absolutny. Jeżeli jest osobą bez odpowiedniego dystansu wobec siebie, może zacząć wykorzystywać powierzone mu zaufanie do umacniania swej pozycji. Zamiast stopniowo dzielić się różnymi zadaniami z innymi i w ten sposób uczyć ich samodzielności oraz wychowywać swych „następców”, chce sam wszystkiego doglądać. Żadna decyzja nie może być podjęta bez jego zgody i akceptacji. W sytuacji skrajnej, taki „niebezpieczny” lider z nikim już nie konsultuje swych posunięć, zaczyna sprawować jednoosobowo nieograniczoną władzę, systematycznie eliminuje osoby z inicjatywą, które mogłyby wnieść coś oryginalnego czy nowego do życia grupy. Gdy ktoś odważy się zwrócić uwagę na jakieś nieprawidłowości, zostaje oskarżony o to, iż burzy jedność. Mówi się o nieposłuszeństwie, o atakach złego. „Niebezpieczny” lider przechodzi do „natarcia” wykorzystując odpowiednio dobrane cytaty z Pisma Świętego, a nawet rzekome proroctwa dotyczące danej sprawy. Może się zdarzyć, że przyjmuje postawę odwrotną: zdradzanego, opuszczonego przez wszystkich, samotnego. Niezależnie od tego, czy przyjmie postawę lidera powołującego się na autorytet Boga czy też „zagra” skrzywdzonego, efekt jest ten sam: osoba, która chciała coś zmienić, musi się podporządkować lub opuścić grupę. 

Wkrótce dochodzi do sytuacji, w której grupa nie może już istnieć bez swego lidera. Wydaje się, że jest on osobą niezastąpioną i czasem faktycznie tak jest, bo wszyscy, którzy byli zdolni do zastąpienia go, musieli wcześniej odejść lub utracili zdolność do samodzielnego podejmowania decyzji.

ZAPATRZENI W SIEBIE…

Jeśli chcemy podjąć się oceny grupy pod kątem zagrożeń sekciarstwem, to bardzo istotne jest podejście grupy do swej liczebności i powołania, miejsca w Kościele, a także jej stosunek do innych grup.

Dość często budowanie wspólnoty staje się celem samym w sobie. Staje się jakby ideą fixe. Ciągle mówi się o wspólnocie, przelicza się członków itd. W zasadzie nie byłoby w tym nic złego, gdyby po pewnym czasie nie okazało się, że wspólnota zajmuje miejsce Boga, staje się bożkiem. Można odnieść wrażenie, że niektórzy mają wręcz obsesję założenia wspólnoty. Przestają żyć „tu i teraz”, snują plany i żyją marzeniami o wielkich akcjach, ośrodkach ewangelizacyjnych, wspólnotach życia itp.

Grupy, które „zapatrzyły się w siebie”, mogą się często bardzo dynamicznie rozwijać. Przeprowadzają mnóstwo różnych akcji, ale już nie po to, by przywrócić kogoś Kościołowi, lecz po to, aby znaleźć nowych wyznawców. Typowe jest podejście do innych grup czy wspólnot w Kościele jako do potencjalnej konkurencji. Grupa zaczyna uważać swoją formację i swój styl modlitwy za najlepszą i jedyną drogę, podczas gdy inne uważa za coś gorszego. Zamiast cieszyć się nimi i przyjąć jako dar, krytykuje się ich struktury lub duchowość. Stara się przeciągnąć członków innej grupy do siebie. Ponieważ liczebność i rozwój grupy nabiera podstawowego znaczenia, zaczyna się stosować mechanizmy utrudniające odejście z grupy typowe dla sekt.

Po pierwsze: w grupie zagrożonej sekciarstwem akcentuje się niezwykłość wybrania i powołania tej grupy. Stosując swoisty szantaż, mówi się, że to powołanie dotyczy tylko jednej grupy, że nie wolno go zmarnować przez odejście do innej wspólnoty. W ten sposób uniemożliwia się wybór miejsca w Kościele. O tych, co odeszli mówi się, że dali się zwieść diabłu, że zdradzili powołanie. Jeśli spotka ich nieszczęście, będzie to dowód, że Bóg ich ukarał. Zaczyna się mówić o nich źle i zakazuje się kontaktu z nimi. 

Po drugie: zaczyna się wymagać od członków coraz większego zaangażowania kosztem życia osobistego, rodzinnego czy zawodowego. Mnoży się liczbę spotkań tak, że grupa staje się centrum życia. Ewangelizacje i różne inne akcje podejmowane są z taką intensywnością, że brakuje czasu na modlitwę osobistą, na refleksję nad własnym życiem. Każdego dnia po przyjściu z pracy czeka zadanie do wykonania, spotkanie modlitewne, spotkanie w grupie dzielenia. Osoba wprzęgnięta w takie tryby, powoli odsuwa się od przyjaciół i rodziny spoza grupy. W grupie akcentuje się, że „ świat jest w rękach złego”, że należy od niego uciekać. Pobyt w grupie nie owocuje większą otwartością, miłością, zrozumieniem, lecz zamknięciem, często nawet agresją, potępieniem innych. Zaniepokojona rodzina i znajomi próbują w różny, czasem nieudolny sposób ratować dawne relacje, co z kolei jest odbierane opacznie jako atak na wiarę, a to powiększa tylko dystans. W patologicznych grupach zaczyna się mówić, że wspólnota jest przed wszystkim, nawet przed rodziną, w ten sposób często pogłębia się rozdarcie między małżonkami lub między rodzicami i dziećmi.

Patologiczna grupa powoli niszczy życie osobiste i zawodowe swoich członków. Mówi się w niej, że powinno się poświęcić swoje cele osobiste celowi nadrzędnemu. Zdarza się, że grupa zachęca wręcz do porzucenia określonej pracy czy studiów, aby oddać się ”służbie dla Pana”. Często nie ma wystarczająco długiego czasu na podjęcie życiowych decyzji. Podejmuje się je pod wpływem „proroctw”, „słów od Pana” w atmosferze entuzjazmu, rozchwianych emocji. Komuś, kto dostał się pod wpływ takiej grupy, coraz trudniej się z niej wydostać. Nawet, gdyby chciał od niej odejść, może się okazać, że nie ma już dokąd…

W grupach patologicznych zdarza się czasem, że liderzy uzurpują sobie prawo do decydowania o życiu członków grupy, chcą np. decydować o wyborze studiów, doborze małżonków, dacie ślubu, sposobie ubierania. Wymaga się od członków bezwzględnego posłuszeństwa. Czasem, gdy dzieje się to w warunkach przymusu, członkowie grupy wyznają publicznie rzeczy wstydliwe, jakieś grzechy, zranienia. Doprowadza to wtedy do jeszcze głębszego patologicznego związania z grupą.

Zdrowe wspólnoty, które dbają w rzeczywisty sposób o swych członków, nie niszczą ich życia osobistego, prowadzą ich ku dojrzałości chrześcijańskiej tak, by byli w stanie rozwijać się duchowo także poza grupą.

„JESTEŚMY NAJLEPSI…”

Grupy, które nie opierają się na zdrowych zasadach, mają często bardzo charakterystyczne podejście do swej słabości i świata zewnętrznego. W stosunku do siebie grupa jest praktycznie bezkrytyczna i nie przyjmuje żadnych krytycznych uwag. Szczególnie niebezpieczne jest ukrywanie lub „patrzenie przez palce” na pomyłki liderów czy całej grupy. Grupa ma być doskonała i nie może sobie pozwolić na słabość.

Z drugiej strony bardzo surowo ocenia się świat zewnętrzny. Osoby na zewnątrz traktuje się z poczuciem wyższości, nieustannie krytykuje się upadki innych, łatwo się ich potępia. Grupa zagrożona sekciarstwem zamyka się w twierdzy swego „wybrania” i „pseudoświętości”. Członkowie grupy są otwarci jedynie na tych, których mają szansę „zwerbować”, a jeśli się to nie udaje, szybko się o nich zapomina, a nawet potępia ich.

Bardzo ważnym problemem jest stosunek grupy do autorytetu Kościoła. Zdarza się często, że grupy zagrożone sekciarstwem są przeświadczone o „szczególnej misji” jaką mają do spełnienia wobec Kościoła. Panuje w nich czasem przekonanie o tym, że trzeba zreformować parafię, proboszcza czy biskupów. Zaczyna się wtedy ich krytykować, podważa się tradycję, dogmaty.

Grupa taka rozpoczyna reformę od innych, nie szuka problemu w sobie: nie tępi przejawów własnej pychy, zazdrości, nienawiści. Zewnętrznie często spełnia wymogi Kościoła – ale tak naprawdę nie wchodzi w jego struktury. Hierarchię uważa za zagrożenie, a tradycję za zbędny przeżytek. Niepokojąca jest np. sytuacja, kiedy grupa spotyka się w parafii i nie uczestniczy we Mszy św., a tylko w spotkaniach modlitewnych. W celu wywarcia większego efektu, utrzymania ludzi przy sobie, wpływania na ich życie, wywołuje się sztuczny entuzjazm przez głośny śpiew, oklaski przy jednoczesnym unikaniu ciszy i milczenia. Nie wolno być smutnym, złym. Nie wolno mieć wątpliwości.

W grupach charyzmatycznych skażonych patologią nie sprawdza się autentyczności proroctw, słów poznania czy uzdrowień. Zdarza się, że liderzy takich grup „pomagają” Panu Bogu zwiększając w swych relacjach liczbę „cudów”. Po pewnym czasie zaczyna się zacierać granica pomiędzy „kłamstwem na chwałę Pana” a rzeczywistością.

Typowe jest także używanie specyficznego żargonu. Na każdy, nawet największy problem jest prosta odpowiedź: „Pan tak chciał”, „oddaj to Panu”, „to atak złego” itp. I tak czasem bardzo skomplikowane, bolesne sytuacje życiowe zostają wyjaśnione przy pomocy kilku zdań. Nie chcę tu powiedzieć, że np. sformułowanie: „Pan tak chciał” jest zawsze nieprawdziwe, ale jeżeli wzajemną miłość, empatię, potrzebę pomocy wyprą schematy słowne, to nawet zdanie „Bóg jest miłością” może stać się pustym sloganem.

Mechanizmy, które pokrótce wymieniłem, nie są jedynymi niekorzystnymi zjawiskami pojawiającymi się w niektórych grupach. Na szczęście rzadko się zdarza, że jakaś grupa staje się sektą i opuszcza Kościół. Jednak istnieją grupy, w których panują nie do końca zdrowe zasady. Zdarza się niestety, że osoby, które chcą pogłębić swoją wiarę, trafiają do takich właśnie grup. Po takim doświadczeniu często już nigdy nie podejmują próby znalezienia innej grupy, a nawet zdarza się, że odchodzą od Kościoła.

Marcin Gajda – lekarz, magister nauk o rodzinie (wydział teologiczny), terapeuta chrześcijański. 18 czerwca 2016 przyjął sakrament święceń w stopniu diakona.

Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: