Słowo.
„A co, jeśli Twoje życie nie jest tylko dla Ciebie?”
Trening, jeszcze przed moim nawróceniem. Zajrzał do nas dawno nie widziany zawodnik. Uznałam gościa za nawiedzonego. Zaproponował mi wtedy modlitwę wstawienniczą. Odmówiłam, uciekając z sali treningowej. Powiedział też zdanie, które teraz do mnie wraca: „A co, jeśli Twoje życie nie jest tylko dla Ciebie?”
Byłam wściekła. Po pierwsze — po prostu nie lubię, jak ktoś chce mi na siłę wcisnąć Boga. Chyba nikt by tego nie polubił. Po drugie — w tamtym czasie, podobnie zresztą jak teraz, zmagałam się ze skutkami depresji. Wtedy z trudem odbudowywałam swoje życie i ostatnią rzeczą, której potrzebowałam to wysyłane mi zaproszeń na Facebooku na Msze z modlitwą o uzdrowienie. Nie miałam siły iść. Nie miał kto po mnie przyjechać, by mnie zawieść. Nie miałam siły tłumaczyć, że nie mam siły. Ot, depresyjny klasyk.
Po trzecie — gość nie słyszał, co do niego mówiłam. Jakby zupełnie nie obchodziła go moja perspektywa; moje życie; to, z czym się zmagam. Jakby wiedział lepiej, czego mi trzeba. Nie, w ten sposób nie lubię rozmawiać o Bogu i budzi się we mnie przerażenie, gdy widzę podobne zapędy u siebie.
Jednak słowa te teraz wracają. Teraz wiem, że Bóg wykorzystał obecność tego człowieka, by dać mi pasujący dopiero teraz kawałek układanki.
Bóg mówi: nie kalkuluj, nie kombinuj, nie próbuj przewidywać przyszłości – pójdź za Mną!
Różne są powołania. Jedni mają powołanie do życia w rodzinie, inni do życia konsekrowanego. Są powołania do konkretnego zawodu, do konkretnych zadań.
Ale powołanie to nie tylko powołanie do czegoś. Dla mnie — w najbardziej podstawowym i najgłębszym znaczeniu — to po prostu wezwanie. Bóg mówi: nie kalkuluj, nie kombinuj, nie próbuj przewidywać przyszłości – pójdź za Mną!
Inny fragment, który do mnie ostatnio wrócił, to słowa skierowane do bogatego młodzieńca:
„A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?» Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania». Zapytał Go: «Które?» Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!» Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?» Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.” (Mt 19, 16-22)
Fragment ten towarzyszy mi od 2014 roku, odkąd otrzymałam go na modlitwie wstawienniczej. Od tamtego momentu wiele się działo, jednak za każdym razem, gdy wracał, myślałam sobie: Bóg chce mnie w zakonie? Niedoczekanie… Interpretując Słowo na swój sposób zamknęłam się na Boga.
Moje myślenie, moje schematy, marzenia i pragnienia
Po nawróceniu zaczęłam znowu czytać Biblię… Znów trafiłam na zaznaczony długopisem fragment z Ewangelii Mateusza. Wróciły myśli o zakonie; wciąż rozeznaję swoją drogę… Mam wiele pytań, na które słyszę jedną odpowiedź: „Pójdź za Mną!”. Nie kalkuluj, nie kombinuj, nie przewiduj przeszłości… Pójdź za Mną; po prostu, kolejny dzień.
Powoli zrywam z życiem, które znałam. Porzucam to, co jest mi najbliższe — moje myślenie, moje schematy, marzenia i pragnienia. To one były moim bogactwem; tym, w czym upatrywałam najgłębszych nadziei.
„Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55, 10-11).
Widzieć tylko w zasięgu światła lampy
Nie wiem, co czeka dalej. Może życie po prostu polega na tym, by widzieć tylko w zasięgu światła lampy, na dwa kroki w przód? Może teraz mam żyć jak lud na pustyni, żyjący z dnia na dzień, dostający mannę na jeden, czasem dwa dni?
Jak ciężko jest mi, współczesnemu człowiekowi, rezygnować z własnej woli, rezygnować z tego, co do tej pory wydawało mi się dobre. Jak trudno pytać Boga, prosić o prowadzenie, o Słowo, o pokazanie mi, którędy mam iść.
Jakże jest to odmienna droga od tej, którą do tej pory szłam. Na której JA wiedziałam najlepiej, JA o wszystkim decydowałam, JA ustawiałam sobie życie i siebie w życiu…
Obraz Chrystusa w moim sercu
Po wielu latach wiele słów zasłyszanych kiedyś nagle nabiera sensu. Powoli to wszystko, co wydawało mi się bezcelowe, bezużyteczne, bezsensowne, okazuje się mieć swoje miejsce w układance. Szukam kolejnych puzzli, coraz bardziej zachwycona, ale i trochę przestraszona.
Co jest na tym obrazie, który składam z okruchów dawnego i nowego życia?
Czy nie jest to przypadkiem obraz Chrystusa w moim sercu, dawno zniszczony, rozbity, zdeptany przeze mnie… Obraz, który ocalał dzięki Jego łasce, a dzięki Jego miłosierdziu teraz powoli odnawiany?
***
Jest jeszcze jeden fragment, z którym czuję się mocno związana. Gdy zaczynam się gubić, Słowo to wraca, przemienia, nie daje zatrzymać się na drodze… Nie daje upaść tak nisko, jak kiedyś. Leczy. Podnosi na duchu…
„A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).