Wiele można by powiedzieć o ascezie.
Ograniczmy się jednak do jednego zdania. Asceza nie jest dla wszystkich. Podobnie jak surowa asceza nie sprzyja życiu duchowemu jeśli nasze życie duchowe nie jest gotowe do ascezy.
Ale któż z nas nie marzył o wieńcu zwycięstwa?
Któż z nas nie śnił o miejscu na podium, o tytule świętego, o męczeństwie, o wpisaniu się w hagiografie i notatki w Internetowej Liturgii Godzin?
No właśnie. Któż nie spędził bezsennych nocy na obmyślaniu najsurowszych z surowych ascez?
Nie ty? Cóż. O tym marzył Papillon.
Wielkie nadzieje.
Pustelnia w Adwencie zrzucała swoją codzienną szatę. Zamiast kiełbasek z keczupem na śniadanie na stołach przez dzień cały królował chleb, masło, dżem oraz różne wersje tej samej zupy z kategorii eintopf. Nie było to w smak więszkszości, ale Papillon…. Tak, Papillon był wniebowzięty.
-Nareszcie! Warto było czekać. Teraz odpokutuję.
Z właściwym sobie zapałem podbiegł do abby Motyliona. Ten właśnie kleił podeszwy zimowych, dudziestoletnich już butów.
-Abba! Abba! – szeptem krzyknął młody.
Starzec wypuścił z ręki klej i nieco zrezygnowany patrzył na podopiecznego.
-Abba, ja chciałem porozmawiać o moich postanowieniach na Adwent!
-Dobrze, przyjdź do mnie o czwartej.
-O czwartej? – zaskoczony Papillon zamarł. Do tej pory abba był gotów rzucić dla niego wszystko.
-Tak. O czwartej. Do zobaczenia.
Coś było nie w porządku. Zdecydowanie nie w porządku. Czy abba nie zdawał sobie sprawy, że to jego obowiązek? Czy może przemęczony? Przecież ostatnie dwa tygodnie spędził w łóżku na antybiotyku. Miał całe dwa tygodnie na odpoczynek…
Cóż. Papillonowi nie pozostawało nic innego jak tylko pójść do refektarza, zrobić sobie kawę i zjeść przechowane w celi ciasto drożdżowe.
Starcie z garnkiem zupy.
Mierzący wszystko zegarek Papillona wyświetlił złowieszcze: GO! Pracent aktywności 20. Godzina 16.00. Papillon wstał z łóżka. Śnił mu się ser pleśniowy, który wygrał w konkursie na najbardziej ascetycznego ascetę w surowej pustelni we Francji, gdzie bracia produkowali pyszne sery. Westchnął.
Narzucił puchową kurtkę, otworzył drzwi, szybko je zamknął. Przystanął. Szron pokrył dzach kaplicy, osiadł na starym busiku, którym brat Albert jeździł po zakupy. Ostatnio jednak nie jeździł, bo wspólnota postanowiła w Adwencie zjeść wszystkie zapasy dżemów i ogórków oraz resztkę marynowanych grzybków, podarowanych Albertowi przez jego bratową.
-Ładnie. I tak cicho.
Papillon miał dwie propozycje postanowień adwentowych. Dokładnie wszystko przemyślał, chodził z tym od rana. Miał jednak obawy, że abba może stanąć okoniem i zamiast ascezy nakazać np. zajmować się organizacją zbliżającej się konferencji przełożonych pustelni w Polsce. Zapukał.
-Wejść!
-Abba.
-Siądź Papillon.
-Chcesz w trakcie Adwentu pościć i złożyć ślub milczenia, tak? – przerażony Papillon zadrżał. Skąd on ….
-Taaak.
-Dobrze.
-Jak będzie to wyglądało?
-No…będę jadł tylko chleb z dżemem i konserwy rybne. No i nie będę mówił. Jedynie śpiewał psalmy i wypełniał obowiązki lektora.
-Hm. Rozumiem. Dobrze. To teraz Ci pobłogosławię. – Papillon uklądł, Motylion pobłogosławił.
Papillon spochmurniał. W zasadzie cel osiągnął. Chciał ascezy, dostał ascezę. Ale tak bez komentarza? Bez rozmowy? Bez problemu?
-Papillon! – brat Albert pojawił się w drzwiach refektarza.
Papillon położył palec na ustach i pokiwał przecząco głową marscząc jednocześnie brwi dla spotęgowania ascetycznego wyglądu. Albert parsknął cicho, ale równie poważnie pokwiwał głową na znak zrozumienia i machnął zachęcając Papillona do pójcia za nim. Papillon posłusznie poszedł.
Brat Albert nie należał do surowych ascetów. Między innymi dlatego abba przydzielił mu obowiązek robienia zakupów. Doświadczenia ojców pustyni dają, dotyczące surowej ascezy dla nieprzygotowanych, jasne wskazówki:
Pewien myśliwy, polujący na pustyni na dzikie zwierzęta zobaczył, jak abba Antoni żartuje z braćmi, i bardzo się zgorszył. Starzec więc, pragnąć go przekonać, że z braćmi trzeba postępować łagodnie, powiedział mu: „Załóż strzałę i napnij łuk” – a on tak zrobił. Starzec rzekł: „Napnij mocniej” – i on usłuchał. Starzec powtórzył: „Mocniej!” Myśliwy na to: „Jeśli napnę nad miarę, to mi łuk pęknie”. I rzekł starzec: „Tak jest i z pracą wewnętrzną. Jeśli ją ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią. Trzeba więc z nimi postępować łagodnie”. Myśliwy, gdy to usłyszał, skruszył się i odszedł bardzo zbudowany postawą starca, a bracia, umocnieni, rozeszli się do siebie („Apoftegmaty ojców pustyni”, red. ks. Marek Starowieyski, t. 1, s. 133).
Tymczasem brat Albert był mnichem doświadczonym i… dowcipnym. Podsunął Papillonowi pod nos gorącą aromatyczną zupę z czerwonej soczewicy i gestem zachęcił do spróbowania.
-Muszę wiedzieć czy doprawić.
Papillon podniósł brwi, pogroził palce i grymasem twarzy dał Albertowi do zrozumienia, że bezczelnie kusi go do złamania slubu milczenia i postu. Kiszki mu marsza grały, ale tę pierwszą ascetyczną bitwę musi wygrać!
-Proszę, pomóż. Wszyscy pochowali się w swoich celach a ja chcę przynajmniej tę zupę dobrze doprawić. Niech radość mają chłopaki.
Papillon spuścił wzrok, wstał i uciekł. Byłby już złamał swoje postanowienia!
-To będzie trudny czas – pomyślał i poszedł do kaplicy podziękować za pierwszą wygraną…
I tak pogoń za ascezą rozpoczęła nękać Papillona a powoli miała zacząć nękać pośrednio braci.
Cóż zrobić, dobrymi intencjami….