Abba Motylion i…armata kanoniera Iwana Woronowa.

-Cumullus! Gdzie schowałeś poczucie humoru?

-Tam, gdzie ty swoje szare komórki…. – odpowiedział brat Albert wykręcają ścierkę.

-Może jak wyszorujesz zlew, to wreszcie znajdziesz swoje. – zripostował zadowolony z siebie Cumullus.

Środa w pustelni rozpoczęła się od awarii pieca. Potem nagła interwencja w kaplicy podczas jutrzni. Brat Albert przewrócił świecznik, świecznik spadł na ławkę i zanim Cumullus podniósł świecznik i zgasił świecę, spalił się kawałek ławeczki.

Rano wyjechał opat Manu. Kurz opadł. Wspomninie konferencji belgijskiego opata ulatywało razem z poranną mgłą. Codzienność przejęła ster. Awaria pieca pomogła.

deadline na nawrócenie

Codzienność nie dotarła jednak do pustelni, gdzie Papillon już trzeci dzień walczył z rzeczywistością. Na nawrócenie pozostały cztery dni. Jak na razie udało mu się opanować rozpalanie w piecu, gotowanie wody i ziemniaków. Powoli przyzwyczajał się do noszenia trzech swetrów i dwóch par skarpetek. Znalazł parę pozostawionych przez poprzedniego nienawróconego rękawiczek i od godziny siedział na krześle.

W dwa dni zdążył napisać pałający naiwną gorliwością list do biskupa, pięć histerycznych wierszy, kolejny list do biskupa, tym razem napakowany pobożnymi cytatami, dwa krótsze wypracowania do abby Motyliona i listę pobożnych życzeń, zawierającą piętnaście punktów nie do zrealizowania.

Rano dopadła go myśl, że dwa listy, kilka wierszy, wypracowania i lista życzeń nie przybliżyły go do nawrócenia ani o jotę. Przybliżyły go jednak do poważnego kryzysu.

Wystrzelał się z pomysłów na zbawienie świata, asceza wychodziła mu bokiem, modlitwa wcale mu nie wychodziła. Romantyzm rekluzji prysł a kawa straciła smak. Do rekluzji przemycił książkę archimandryty Tichona „Nieświęci święci.”

Nieświęte nagabywania

Jak to bywa z przmemyconymi rzeczami, jedynie ta książka napawała Papillona swoją zakazaną obietnicą na epifanię. Całą swoją nadzieję pokładał w tym, że między nieświętymi świętymi odnajdzie pokrewną duszę.

-Na chybił trafił…może jakiś znak dostanę…?

„Kiedyś obwód pskowski odwiedziła wysoko postawiona i wpływowa dama – minister kultury Furcewa ze świtą stołecznych i lokalnych urzędników. Przed tą damą w tych latach wielu drżało, i nie tylko działaczy kultury. Jak zwykle zorganizowano jej zwiedzanie monasteru Pskowsko – Pieczorskiego. Ale ojciec Alipiusz, wiedząc od swoich przyjaciół artystów o jej działalności i patologicznej nienawiści do Cerkwi, nawet nie wyszedł jej na spotkanie – wycieczkę oprowadzał ojciec Nataniel.”

-Jak na razie – niczewo…-mruknął zdesperowany i zmarznięty Papillon.

„Wysoka delegacja skierowała się już ku wyjściu, kiedy Furcewa zobaczyła namiestnika, stojącego na balkonie i rozmawiającego ze zgromadzonymi na dole ludźmi. Dama postanowiła dać nauczkę temu mnichowi, który ośmielił się nie wyjść jej na spotkanie. A jednoczesnie – zademnostrować obwodowemu kierownictwu lekcję pokazową, jak należy wcielać  w życię politykę partii i rządu w dziedzinie przeciwdziałania religijnemu zabobonowi. Podeszła bliżej i przekrzykująć wszystkich, zawołała: 

-Iwanie Michajłowiczu! Czy można zadać wam pytanie?

Ojciec Alipiusz spojrzał na nia gniewnie, ale mimo wszystko odparł:

-No cóż, proszę pytać.

-Proszę mi powiedzieć, jak to się stało, że wy, człowiek wykształcony, artysta, mogliście się znaleźć tutaj, w towarzystwie tych obskurantów?

– Wot, towarzyszka jedzie po bandzie….ale gdzie ta pokrewna dusza? Panie, zmiłuj się nade mną grzesznikiem!

Ojciec Alipiusz był bardzo cierpliwy. Ale kiedy obrażano przy nim mnichów, nigdy nie zostawiał tego bez odpowiedzi.

-Dlaczego jestem tutaj? – powtórzył pytanie ojciec Alipiusz i spojrzał na dostojnego gościa tak, jak kiedyś wpatrywał się w celownik armaty kanonier Iwan Woronow. – Dobrze, opowiem….Słyszeliście, że byłem na wojnie?

-No, powiedzmy, że słyszałam.

-Słyszeliście, że doszedłem do Berlina? – znowu spytał ojciec Alipiusz.

-O tym też mi opowiadano. Chociaż nie rozumiem, jaki to ma związek z moim pytaniem. Tym bardziej jest dziwne, że wy, człowiek radziecki, który przeżył wojnę…

-A więc – bez pośpiechu ciągnął ojciec namiestnik – rzecz w tym, że pod Berlinem urwało mi…( ten fragment pozostawiamy pusty) tak, że nic innego mi nie pozostawało, jak tylko pójść do monasteru.

Papillon porzucił resztki nadziei.

-Co ma radziecka małpa do moich egzystencjalnych problemów? – rozgoryczony Papillon odłożył przemyconą lekturę. Wtedy przypomniał sobie początek swojego drugiego, pobożnego listu do biskupa. Otworzył notanik, sprawdził.

Księże Biskupie, czy można zadać Jego Ekscelencji pytanie?

-No to trafiony, zatopiony. Od dziś mogą mnie nazywać – Furcew.


Literatura: Archimandryta Tichon. „Nieświęci święci i inne opowiadania” Wydawnictwo Bratczyk na podstawie Wydawnictwa Monasteru Sretieńskiego w Moskwie.

 

*odcinek dedykowany cierpliwemu czytelnikowi listów, ropoczynających się od słów „czy można zadać pytanie?”

 

Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: