
Dlaczego reaktywacja?
Abba M to uosobienie łagodności, miłości bliźniego, to postać pełna zalet, uroczych dziwactw i kilku wad. Kopalnią wad i zalet są też ci, którzy z nim żyją, o których przeczytacie więcej w pierwszych kilkudziesięciu odcinkach.
Warto śledzić Abbę M i tych, którzy próbują żyć duchem pustelni. Odnajdziemy się i w wadach, i w słabościach, i w szlachetnych czynach uczniów. Ich postawy może czasem zainspirują, częściej pewnie rozbawią. Może najbardziej o to chodzi. O uśmiech, złapanie dystansu do rzeczywistości w Nowym Roku. Tak wiele poważnych i często sprzecznych opinii nie znoszących sprzeciwu nas otacza, że czasem brak nam dystansu. Częściej zdarza się nam śmiać się z innych, z ich postaw, z ich słabości, rzadziej z siebie. Warto zacząć. Oby Abba M i jego bracia nam w tym pomogli.
Seria druga.Odcinek 1
Abba M i przybieżeli do pustelni…
“Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: Gościem byłem i przyjęliście mnie (Mt 25,35). 2 Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze (Ga 6,16) oraz pielgrzymom.”
Reguła św. Benedykta, rozdział 53
– Abba! Jak daleko jest do nas z Rycerki? – zapytał brat Paweł przerywając Abbie śniadanie.
– Ojciec Igor będzie u nas późnym wieczorem.
– A, no właśnie, o to mi chodziło. To ja pójdę przygotować dom dla gości. – Paweł, bo takie nowe imię po obłóczynach wybrał sobie Papillion, nauczony doświadczeniem nie czekał na odpowiedź. Wśród swoich nie było miejsca na kurtuazję. Proste zasady, proste jedzenie, zdania bez nadmiernej ilości przymiotników, proste meble, bez ornamentów.
Paweł lubił przygotowywać pokoje dla gości. Mimo, że czasem trzeba było wszystko robić w pośpiechu, sam fakt, że można było posprzątać pokój gości, wyjąć Pismo Święte, położyć kartkę z powitaniem i porządkiem dnia miało w sobie coś z prostej służby, którą tak sobie cenił brat Paweł. Po dziewięciu latach spędzonych w pustelni i kilku latach przerwy poza nią zapał z jakim podchodził do prostych prac jednak nie minął.
Minęły natomiast niektóre niezdrowe zapędy. Brat Paweł nie spędzał czasu na marzeniach o byciu rekluzem, pisarzem na miarę Thomasa Mertona, mistykiem i reformatorem Kościoła. Od kilku lat trzymał się konkretu. Modlitwa, praca, życzliwość wobec braci, przebaczenie, liturgia, sakramenty. Efekt był zaskakujący nawet dla niego samego. Nie męczył się pracą, bracia irytowali go rzadziej i mniej dotkliwie. On sam nie irytował się tak na siebie. Było jakoś spokojniej.
Powoli oswajał się z myślą, że tak dociągnie, jak Bóg da, do starości.
– Paweł! Paweł! Skończyłeś chłopie? – zziajany brat Dariusz stał w drzwiach domu gości. – Ojciec Igor już jest. Prosi o wymianę materaca w łóżku na twardszy, o podstawkę na ikonę, maseczki chirurgiczne i termos. Ruchy, ruchy! – brat Dariusz wybiegł tylko po to, żeby za chwilę pojawić się z materacem.
Po dziesięciu minutach materac był na miejscu, na nim dziesięć zapakowanych maseczek, podstawka na ikonę stała na stole obok termosu. Obok stołu stał Abba M.
– W porządku, dziękuję. Musimy jeszcze znaleźć miejsce na to…– powiedział Abba wskazując na maleńką elektryczną kawiarkę.
Kawiarka była przysłowiową kroplą, która przelała pawłowy kielich. Materac, podstawka, maseczki, termos, kawiarka…Spokój brata został zmącony. Ojciec Igor był gościem, a gości jak Chrystusa przyjmować należy, oczywiście. Ale żeby ojciec Igor nie wiedział, że gość ma nie mieć specjalnych życzeń? On, Paweł, nie mógł nawet kawy pić w pierwszych latach, a jak o kawiarce wspomniał, to go kilkanaście lat temu ojcowie zrugali. Na czele loży krytyków stał ojciec Igor, który wtedy mieszkał czasowo w pustelni. Paweł przebczył, a jakże, już dawno. Ale teraz? Ten sam ojciec Igor życzy sobie materace, maseczki, podstaweczki, termosiki, kawiarki…
– Bracie, czy mógłby Brat przestawić stół bliżej okna? – głos ojca Igora dobiegł zza drzwi. I co jeszcze?? – cisnęło się Pawłowi na usta. Ale nie. Nie. Jak Chrystusa. Spokojnie. A jednak spokojnie mu nie było. W bracie Pawle zagotowała się braterska krew. I kiedy tak się gotowała, dzwonek przypomniał o modlitwie południowej.
Kaplica, miednica i figa z makiem.
– Bracie! Brat ma czytanie! – teatralnym szeptem upomniał Pawła zawsze gotów do upomnień nowicjusz Hieronim. Wyrwał Pawła z mało pobożnych rozmyślań o tym, jakim to hipokrytą jest ojciec Igor, który akurat siedział naprzeciwko w chórze.
Paweł przewrócił stronę, chrząknął i przeczytał:
W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.
1 J 4, 9
Przeczytał, zerknął na ojca Igora. Oczy zamknięte, broda długa, siwa, czoło zmarszczone, czytnik e-booków w ręku. Paweł znów odpłynął myślami tam, gdzie go wzburzona krew poniosła. Lata temu, kiedy to ojciec Igor zaopiniował, że Paweł nie nadaje się do życia w pustelni, kiedy to zwracał uwagę na wygórowane wymagania i brak posłuszeństwa Pawła. Może i Paweł miał wyraźne wady, ale żeby od razu wszystkie je punktować? Usta brata Pawła wypowiedziały : Bogu niech będą dzięki. Ręce zamknęły brewiarz. Nogi poprowadziły do refektarza. Drogę zagrodził Abba.
– Paweł, dziecko, zaopiekuj się naszym gościem, dobrze? Przynieś z pralni miskę i czajnik elektryczny, zostawiłem na pralce. Zanieś, proszę, naszemu przyjacielowi. Zostawiam Ojca w dobrych rękach – Abba uśmiechnął się, postawił przed Pawłem postawnego ojca Igora i odszedł. Nie tak wyobrażał sobie ten dzień brat Paweł. Nie tak. Miało być rozmyślanie, modlitwa osobista w kaplicy, może przed Dzieciątkiem w stajence. Jest ojciec Igor i jego wymagania no i figa z makiem ze spokoju.