Palma zwycięstwa, wieniec chwały, obrazki z podobizną, medaliki i wota dziękczynne. Tak. Te wizje powstrzymywały Papillona przed rzuceniem się na czekoladę z orzechami.
Każdy z nas zna bajkę o wróbelku. Dla przypomnienia – idzie ona tak – czym się różni wróbelek? Tym, że ma jedną nóżkę bardziej…Prawie jak z ascezą. Asceza różni się tym, że ma wielu zwolenników, ale niektórzy mają ascezę mniej…
Papillon miał wolę bardziej krzywą niż wróbelek. Bardziej gorliwy, ale mało pojętny. Na modlitwach ziewał, zasłabł podczas Mszy świętej, zmuszając scholę do nagłego przerwania antyfony i eskortowania Papillona do jego celi. W refektarzu poważny jak trzy nauczycielki matymatyki ze szkoły średniej z klasy mat-fiz. Grymas i dziki wzrok.
Druga Niedziela Adwentu.
„Pan pragnie w was znaleźć drogę, przez którą mógłby wejść do dusz waszych i nią kroczyć.”
Gdzieś to słyszałem -wymamrotał Papillon. Tymczasem w drzwiach refektarza pojawił się Igor, protegowany o. Piotra. Tego popołudnia mieli razem sprzątać i ozdabiać choinkę.
-Papillon, idź sprzątać, ja nie zamierzam. – powiedział Igor i odwrócił się na pięcie.
Bum!
Igor trzasnął drzwiami. Papillon westchnął i …zamarł. Ktoś był w piwnicy. Szelest papieru, kroki i głośne BUM! Coś spadło, coś się potrzaskało, Ktoś tym czymś dostał w coś.
-Aaaa! – Ktoś krzyknął. Papillon nie oddychał. Ale jak długo można nie oddychać. Ktoś mruczał, złorzeczył. -To na stówę ojciec Piotr, ten święty formalista. To dopiero będzie jak się kochany Igorek dowie. Gdybym tylko miał smartfona miał to bym mu fotkę zrobił i na fejsa!
Papillon cichutko zakradł się i schował za kolumną. W półmroku widział tylko zarys habitu, słoik z dżemem, resztki fancuskiego Brie i rozbitą butelkę po winie. Bukiet bogaty, wino pewnie z górnej półki. Dosłownie. Nad resztkami Brie pochylał się habit. Papillon chwycił ręką habit, drugą zapalił światło. I wtedy oniemiał…
PUFF!
-Abba?! Abba?!!! Abba?!!!!
Ideał sięgnął bruku, a precyzyjniej – posadzki. Przynajmniej chwilowo.