-Liczy się nie tyle ścisłość, z jaką przestrzegamy reguły, ale miłość z jaką jej przestrzegamy. Papillon? Notujesz?
-Ściśle biorąc- nie.
-?
-Notuję w głowie, nie w zeszycie.
-Ufam, że będziesz zawsze mógł zajrzeć do swojej głowy. Dalej. Słuchaj. Klasztor może nawet bardzo przestrzegać reguły, a jednak mieć mało życia wewnętrznego, jeśli obserwancja oparta jest na niedoskonałych przesłankach.
-Abba?
-Hm…
-A na nasze?
-Dziecko, na nasze…Ścisłość powinna być proporcjonalna do miłości.
-Hmmm. Znaczy, że mam chodzić na modlitwy, ogarniać fejsa, sprzątać, pomagać braciom z miłości a nie z powinności? Nie wiem, czy łapię…
– Upraszczając, tak. Radosnego dawcę miłuje Bóg.
-A jak wcale nie czuję tej miłości i radości?
-Miłość i radość nie mają zbyt wiele wspólnego z odczuciem. Miłość to decyzja. Konsekwentnie robisz to, co przynależy do miłości. A radość…Radość to nie uśmiech na twarzy, tylko wynikająca z miłości zgoda na wszystko. Przyjemne, nieprzyjemne, łatwe, trudne. Taka zgoda prowadzi do miłości, a miłość jest źródłem takiej zgody. Kiedy z własnej woli zgadzam się na to, że miłość mnie kosztuje to przynosi to radość. Radość jest mocno związana z pokojem serca.
– Chyba mnie to przerasta.
-Mnie też to przerasta.
-Abba żartuje.
-Abba nie żartuje. To przerasta każdego. Trzeba być pokornym i modlić się o łaskę.
-Ciężki kaliber dzisiaj.
-Nikt ci chyba nie obiecywał, że bycie eremitą to będzie łatwy job.
-Job? Abba, gdzie abba podłapał angielskie słowa.
-Here and there.
Papillon był kompletnie zdezorientowany. Abba Motylion był pogrążony we własnych myślach, kartkował swoje notatki i nie dopił kawy.
-Coś jest nie tak. Tylko co?
Papillon cicho wyszedł, zamknął drzwi i poszedł w stronę kaplicy. Wewnątrz panował przyjemny chłód, cisza uspokajała pędzące myśli. Papillon przyklęknął przed tabernakulum.
-Panie Jezu, wiesz, że nie specjalnie często przychodzę, żeby z Tobą po prostu pobyć. Pomóż mi z tą miłością. I doradź, jak mam wesprzeć abbę. Widzę, że mu ciężko, ale kompletnie nie wiem, jak mu pomóc.
Minęło pół godziny. Słońce przebiło się przez witraże. Papillon wstał. Nic się nie zmieniło. Nadal nie wiedział, jak pomóc abbie. Nadal nie był pewien o co chodzi z miłością. Przestał się nad tym zastanawiać, poszedł do refektarza i zrobił jedyną rzecz, jaka przyszła mu do głowy.
-Gofry. Abba lubi gofry.
Miłość pokonała smutek, który doskonale potrafił udawać pobożność. Miłość pokonała pokusę, która popychała Papillona do kontemplowania czubka swojego nosa. Zwyciężyła wiara, nadzieja i miłość. A z nich największa jest miłość.