Papillon, znany nam już i kłopotliwy nieco uczeń abby Motyliona, nie przykładał szczególnej wagi do nocy sylwestrowej. To dość oczywiste, kiedy pomyślimy, że rok liturgiczny, według którego żyli pustelnicy, rozpoczął się dobrych kilka tygodni wcześniej.
Jednak w tym roku było inaczej. Im bliżej było 31 grudnia, tym Papillon stawał się bardziej niespokojny. Jego łagodne oczy szukały punktu zaczepienia, palce chwytały czotkę, raz po raz przeczesywał bujną czuprynę. Zaczął sprzątać swoją pustelnię, wyrzucać stare i niepotrzebne mu ubrania, umył nawet szafki w kuchni. Inni uczniowie obserwowali to wszystko ze zdziwieniem i oczywiście…snuli domysły.
Pewnego dnia, kiedy Papillon nerwowo przechadzał się przed pustelnią na ścieżce stanął nagle abba Motylion.
-Ładny dzień na sprzątanie. Pakujesz się, Papillonie?
Uczeń zamarł, palce zacisnął na czotce, wzrok utkwił w sandałach abby. Starzec kontynuował.
-No tak, ładny dzień. Trzeba tylko uważać, żeby nie dać się podejść. Wszystkiego dobrego, Papillonie!
Abba przejrzał plany ucznia. Papillon uznał, że szybko, natychmiast, od razu i w try miga musi coś zmienić. Dni przepełnione ciemnością i pokusami nie mijały, więc Papillon postanowił, że jedynym rozwiązaniem jest opuścić pustelnię. Dłużej nie wytrzyma nierównej walki, nie chce też dłużej obciążać nią innych. Noc sylwestrowa wydawała się dobrym momentem na zmianę miejsca. Tak. Pappilon miał nadzieję, że kiedy opuści miejsce, gdzie dopadają go zmory, opuszczą go i one.
W trochę innej wersji zastosował tę technikę św. Józef, kiedy postanowił oddalić Maryję. Czyli częściowo zachować się w porządku ( bo postanowił, wbrew prawu, nie oddać jej sędziom, żeby się z nią rozprawili), ale jednak chciał dziewczynę wysłać gdzieś indziej, zostawić ją z problemem. Ważne, że był na tyle wrażliwy na Boże działanie, że wysłuchał anioła. Bez dalszych decyzji Józefa – jednych z najistotniejszych w dziejach świata – kto to wie czy istniałby Papillon z jego dylematami..
Po tym, jak nieco wypłowiały szkaplerz abby Motyliona zniknął z papillonowego horyzontu, uczeń zamarł. W głowie, jak natrętna późnojesienna mucha, krążyło jedno słowo: ucieczka, ucieczka, ucieczka….
Chciał słowo-muchę odegnać kubkiem kawy, herbatnikiem, zajął się pakowaniem skarpetek. Nic. Słowo-mucha krążyło niezawodnie sącząc niepewność. A jeżeli jednak UCIECZKA? Jeżeli genialny plan zostawienia zmor w starej pustelni, przechytrzenia ich i wzięcia ich z zaskoczenia jest tylko lichym i naiwnym planem ucieczki, który niechybnie doprowadzi go wprost w objęcia strachów, od których chce uciec?
A jeśli pokusa tylko na to czeka. Na to, aż sam, własnoręcznie wszystko planując i przeprowadzając wpadnie w objęcia acedii?
Od wątpliwości Papillon przeszedł do stanu pewności.
Odłożył torbę. Usiadł na krześle. Podrapał się po głowie.
Przypomniał sobie słowa starca, który podczas kolejnej nocy pełnej strachów, powiedział :
Jedynym sposobem na natrętne i złośliwe zmory wciągające cię w ciemność, kochany Papillonie, jest zachowywanie się jakby nie istniały. Będą kopać i wrzeszczeć, będą robiły wszystko, żebyś się nimi zajął. To ich cel. A ty je ignoruj. Rób, co masz robić. I je po prostu zostaw samym sobie. Tym sposobem będą coraz słabsze, a ty – coraz silniejszy.
Papillon ułożył wszystko z powrotem na półkach, otworzył Pismo Święte i wcale nie mając ochoty, zamiast zmorami, zajął się czytaniem. Wiedział już na pewno. W nowym kalendarzowym roku nie będzie nigdzie uciekał. Jego nową strategią będzie cierpliwe trwanie.
Poza tym, żeby skuteczniej ignorować zmory będzie regularnie chodził na długie spacery……dookoła swojej pustelni.
Abba Motylion i… by Aleksandra Eysymontt is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.