Papillonowi opadły skrzydła. I to do ziemi. Na poważnie zupełnie nie dawał rady. Jego zwykły entuzjazm – pufff ! -uleciał jak powietrze z przekłutego balonika. Był piątek. A zaczęło się prawie dwa miesiące temu.
Papillon od czasu do czasu chodził do miasta. Abba Motylion już pierwszego dnia po przybyciu nowego ucznia powiedział, że zanim zacznie lewitować musi wiedzieć jak i gdzie będzie Papillon pracować. W innym przypadku – mówił starzec – może Papillon wieść życie zbudowane na iluzji, która niechybnie doprowadzi go albo do pychy, albo rozpaczy, albo do tego wszystkiego naraz. Kto nie pracuje niech i nie je. Na marginesie, przed abba Motylionem mówił to też św. Paweł w liście do Tesaloniczan:
Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: Kto nie chce pracować, niech też nie je! Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.
Papillonowi udawało się wykonywać jakieś dorywcze prace w mieście. A to poduczył czyjeś dzieci greki, a to wyplatał koszyki, a to pomagał chorym. Jednak nie było na horyzoncie cienia stabilizacji. Wszystko chwilowe, niepewne, pod znakiem zapytania i pod wieloma, często niemożliwymi do spełnienia, warunkami. Papillon, żyjąc niewiadomą, nie potrafił narzucić sobie odpowiedniego rytmu i coraz łatwiej machał ręką na swoje mocne postanowienia poprawy.
Niepewność w połączeniu z wychodzeniem z celi …to odciskało swoje piętno na ciągle jeszcze nie uformowanym duchowo i niedojrzałym Papillonie.
Rozchwiany, nieustająco w napięciu, ulegał kontuzjom, tracił rezon, popadał w melancholię, rekompensował sobie brak stabilizacji kompulsywnym jedzeniem, oglądaniem filmów, kupowaniem książek i było z nim po prostu coraz gorzej.
Powoli tracił nadzieje na to, że kiedyś zbliży się choćby to bycia takim hezychastą jak abba Motylion. Pokusy odejścia z pustelni z dnia na dzień były silniejsze.
Papillon wił się rozdarty między miłością, która przywiodła go w progi pustelni starca a przyjemnością, która obiecywała ukojenie. I tak mijały dni, godziny, minuty….
A wtedy….
CDN…..
P.S. Abba Motylion raz po raz podtykał Papillonowi mądre duchowe książki, ale bez większego powodzenia. Były tam np. apoftegmaty a szczególnie jeden. Jak promyk w ciemnościach, mógłby posłużyć Papillonowi za kieszonkową latarkę w chwilach szczególnie trundych, ale ….no właśnie.
Abba Antoni powiedział: „Jeśli ryby będą leżały długo na brzegu, będą martwe. Podobnie mnisi, pozostając długo poza celą lub obcując z ludźmi świeckimi, odwykają od skupionego trybu życia. Winniśmy zatem wracać do celi, jak ryba do morza, byśmy przebywając długo poza nią nie utracili czujności wewnętrznej”.
Abba Motylion i… by Aleksandra Eysymontt is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License